niedziela, 5 października 2014

001; "Paryż, nadchodzimy!"

             - Cathy, skarbie...-zaczęłam, wiedząc, że już jestem na pozycji straconej, bowiem Fisher nigdy nie odpuszczała, szczególnie jeśli chodziło o takie rzeczy jak ta. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy i posłała mi srogie spojrzenie, dobrze wiedząc do czego zmierzam. - Nie mam ochoty psuć wam tego wyjazdu. - odparłam
             - Des, Ty głupia jesteś! Normalnie głupia! - krzyknęła, żwawo gestykulując. Taka właśnie była Cathy. Zawsze energiczna, wesoła, zakręcona i uparta, ale kochałam ją w całości, mimo wielu wad jakich posiadała. - Nie będziesz nikomu przeszkadzać, to po pierwsze. - pogroziła mi wskazującym palcem. - A po drugie, Mats zabiera ze sobą swoich kumpli, a ja nie chcę być tam jedyną kobietą. - wzięła głęboki oddech, uspakajając wszystkie dotychczasowe myśli. - Więc, nie przyjmuję nawet odmowy do zrozumienia.
             - No nie wiem, Cathy... Jakoś nie jestem do końca przekonana. - przygryzłam dolną wargę w geście niepewności, tak jak to miałam w zwyczaju. Brunetka uśmiechnęła się, dodając mi trochę otuchy. Dobrze wiedziała jak mnie zagiąć. Szlag by trafił tą moją kochaną Cathy! - Cath, nie patrz tak na mnie! - krzyknęłam, cicho się śmiejąc.
             - Destiny jedzie z nami! - Fisher zwróciła się do wysokiego, naprawdę przystojnego bruneta, który właśnie wparował do salonu, gdzie prowadziłyśmy naszą dyskusję. Mats walnął się na kanapę, wpychając swój zgrabny tyłek pomiędzy nas. Westchnął głośno, obejmując nas swoimi silnymi ramionami,
             - Wspaniale, Braun! - dłonią potargał moje ciemne włosy na co jak zwykle zareagowałam głośnym poirytowaniem.
             - Hummels, zaraz dostaniesz w ten swój pusty łeb! - warknęłam, poprawiając swoje perfekcyjnie nieułożoną fryzurę. Od kiedy pamiętam, wraz z Matsem się tak przekomarzamy. Kochamy się jak pospolite rodzeństwo. Tak, zdecydowanie Matty zastępuje mi mojego brata, uczącego się obecnie w ponurej, deszczowej Anglii.
             - Och, jak ja was kocham! - Cathy pisnęła i klasnęła w dłonie. Ucałowała mnie w policzek, po czym zbliżyła się do Matsa i leciutko musnęła jego. Uwielbiam tę parę! Zawsze emanują ciepłem i euforią, choć czasem słodzą sobie tak bardzo, że nie da się na nich patrzeć, ani ich słuchać.
             - Podjedziemy po Ciebie w piątek o 13. - Hummels szybko zmienił temat, przerzucając swój wzrok na mnie. Uśmiechnął się, ukazując cały rządek bielusieńkich, prostych zębów. Hummi, schowaj tę protezę! Parsknęłam śmiechem na głos mojej podświadomości.
             -  Właściwie, nie zadeklarowałam jeszcze swojej obecności. - zauważyłam, wciąż będąc niepewna swojej pozycji.  Z jednej strony z chęcią udałabym się na krótkie wakacje, zważając na to, że dość ciężko pracuję ostatnimi czasy, a zwiedzenie Paryża byłoby dobrą alternatywą na chwilowe wyciszenie się.
             - Podjedziemy po Ciebie w piątek o 13. - powtórzył ze stoickim spokojem, chcąc podkreślić, że jadę z nimi i nie mam nawet jak się wykręcić. Przewróciłam teatralnie oczami, na co od razu zareagowała Cathy.
             - Skarbie, tylko bądź gotowa na czas!
             - Właśnie skarbie, nie zapomnij wziąć wygodnych butów i seksownej bielizny. - zawtórował, a ja posłałam mu srogie spojrzenie, szczególnie naciskając na końcówkę jego wypowiedzi.
             - No co? Moi koledzy nie są wstrzemięźliwi. - usprawiedliwił się, podnosząc ręce na wysokość klatki piersiowej, udając niewinnego. Cathy zachichotała, a ja pokręciłam głową. To zupełnie normalne, że Matty wyjechał do mnie z takim tekstem. Byliśmy ze sobą naprawdę blisko i znaliśmy siebie, dlatego też nikt nigdy nie miał nikomu nic za złe.


    ***

        Budzik wybudził mnie z niespokojnego snu dokładnie o godzinie 7:30. Usiadłam na wygodnym łóżku i mocno się przeciągnęłam. Nienawidziłam wstawać wcześnie, choć to było moją codziennością. Mój organizm domagał się natychmiastowej kawy, która postawi mnie na równe nogi. Wygramoliłam się powolutku spod ciepłej kołdry, wsunęłam swoje zimne stopy w puchowe kapcie od mojej babci i podreptałam do kuchni. Pierwsze co zrobiłam po przekroczeniu progu to włączenie ekspresu do kawy. Robiłam to już w pełni nieświadomie. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk mielenia ziaren i od razu rozczuliłam się, wyobrażając sobie ten smak w swoich ustach. Postawiłam filiżankę i po chwili mogłam już rozkoszować się smakiem mojego ulubionego napoju. Usiadłam przy białym stoliku i zaczęłam przeglądać jeden z modowych magazynów. Może to dziwne, ale praca dziennikarza nie trwa tylko 8 godzin w pracy, a cały dzień-24 godziny na dobę. Spojrzałam z niesmakiem na kalendarz, wiszący na ścianie na przeciwko mnie i od razu swoje myśli skupiłam na nadchodzącej harówce jaka czekała mnie w pracy, w tym trzy dniowy wyjazd do Berlina, na otwarcie nowego sportowego obiektu przeznaczonego dla dzieci i młodzieży pobliskich szkół.  Odetchnęłam, ciesząc się z dzisiejszego wyjazdu na zasłużone wakacje w Paryżu. Należało się nam wszystkim i dobrze, że dałam się na to namówić. 
             - Paryż, nadchodzimy! - usłyszałam donośny głos czarnowłosego Hummelsa, który jak zawsze wszedł do mojego mieszkania bez pukania do drzwi. Wychyliłam głowę z łazienki, w której perfumowałam się ostatkami fiolki od Coco Chanel. Od razu za Matsem stała uśmiechnięta od ucha do ucha Cathy. Ubrana była w piękną, bordową kurtkę sportową spod której wystawał wełniany sweterek. Na nogach miała swoje ulubione, klasyczne jeansy i czarne botki. Uśmiechnęłam się w stronę przyjaciół i wyszłam z łazienki, podchodząc pierw do panny Fisher, całując ją w policzek, a potem powtarzając daną czynność z osobnikiem obok. 
             - Zakładaj kurtkę i lecimy! - Cathy rzuciła mi mój granatowy płaszczyk, który szybko na siebie ubrałam. Matty zaś pomógł mi w założeniu siwej czapki, zsuwając mi ją, aż na oczy. Oczywiście jego poczynanie miało bardziej podłoże złośliwe, niż pomocne. Cały, perswazyjny Hummi! 
             - Pozwól proszę, że wezmę tę walizkę. - odparł, naśladując uroczysty głos, którego on oczywiście nie posiadał. Zaśmiałam się. Wsunęłam czarne, jesienne obuwie na stopy i zabrałam torebkę, leżącą na kredensie w przedpokoju. Zarzuciłam ją na przedramię i chwyciłam za klucze, gestem głowy zapraszając towarzystwo do wyjścia. Zamknęłam drzwi i zeszliśmy na dół. Mats oczywiście ledwo szedł z moją średnich rozmiarów walizką, a my z Cathy zaczęłyśmy donośnie chichotać. Podeszliśmy do dużego Volkswagena, gdzie zapakowaliśmy moją teczkę i inne podręczne bagaże i zasiedliśmy na swoich miejscach. Przyznam szczerze, że wyszłam na tym wszystkim najlepiej, gdyż całą podróż przesiedzieć miałam na tylnym siedzeniu. 
             - Ruszamy! - pisnęła Cathy, zapinając pas bezpieczeństwa. Klasnęła w ręce w momencie kiedy ciemnowłosy mężczyzna wyjeżdżał spod mojego bloku. 
             - No więc, kto taki jedzie z nami na te wakacje? - zaczęłam, przeczesując swoje ciemne włosy palcami. Przyciągnęłam nogi do swojego ciała, krzyżując je na kanapie. Ściągnęłam z siebie kurtkę, czując jak ciepłe powietrze powoli wypełnia wnętrza auta. 
             - Nasza trójka, Großkreutz i Auba oraz Reus. Ten ostatni ćwok zadecydował, że w samotności dojedzie do Paryża, odrzucając propozycję chłopaków, żeby się z nimi zabrał. - mruknął nie spuszczając wzorku z autostrady, na którą właśnie wjechaliśmy. Popłynęłam myślami do tego blond osobnika, o którym dużo słyszałam z opowiadań przyjaciół. Jego obraz widniał mi przed oczami i nie mogłam się go pozbyć. Widziałam go tylko na zdjęciach. Coś mnie trapiło, ale to nie było najgorsze. Najgorsze było to, że nie wiedziałam czemu. 


***

          Zajechaliśmy pod trzygwiazdkowy, paryski hotel dość późno. Ocknęłam się punkt 21:45, kiedy wjeżdżaliśmy do stolicy Francji. Załapaliśmy się na ogromne korki w Eindhoven, a potem jeszcze na jednej z francuskich autostrad, Spojrzałam na zegarek, wskazujący godzinę 22:28. Wygramoliłam się z samochodu, po kilku godzinnej jeździe bez przerwy. Głośno westchnęłam, prostując wszystkie swoje kości. Jęknęłam, czując przeszywający ból w kolanach. Przyzwyczaiłam się, że takie długie podróże niekorzystnie wpływają na moje chore od dzieciństwa stawy. Kątem oka zobaczyłam miziającą się parę moich przyjaciół. Przewróciłam teatralnie oczami i zbliżyłam się do młodych zakochanych. Chyba ta cała paryska atmosfera im się udzieliła. 
              - Na co czekamy? ZIMNO! - stęknęłam, pocierając dłońmi o siebie. Mimo, że o tej porze w środkowej Europie temperatury były w zasadzie umiarkowane i dobre, to w powietrzu utrzymywał się nieprzyjemny chłód. Zaśmiali się, powoli się od siebie odsuwając. Matty zmarszczył nos w geście niezadowolenia i jęknął. 
             - Och, Des! - odezwał się. - Och, mała, niemądra Des... Czekamy na naszych pozostałych wczasowiczów. Nie wejdziemy bez nich, bo nam dadzą pokoje nie obok siebie. - wyjaśnił. Rozejrzałam się w okół. Okolica była dość ładna, jednak to okropne zimno nie dawało mi spokoju. Męczyło. Marzyłam, żeby wziąć ciepły prysznic i położyć się już w łóżku i po prostu zasnąć. 
            - Więc, może tak zadzwońmy do nich? - pokręciłam głową w geście podkreślenia, że tylko moja głupiutka klucha Mats nie wpadł na tak banalny sposób, który rozwiązał by nasze wszystkie zmartwienia. 
            - Dobrze misiu, nie denerwuj się. Właśnie miałem to zrobić. - wytłumaczył, delikatnie się śmiejąc, przez co ukazywał swoje nad wyraz urocze dołeczki w policzkach, w których zakochała się moja przyjaciółka. Wyciągnął telefon z kieszeni i wykręcił jakiś numer, po czym przyłożył urządzenie do ucha, czekając na jakikolwiek odzew po  drugiej stronie. W pewnym momencie usłyszałam męski, roześmiany głos, jednak nie dosłyszałam niczego co mówił jeden z przyjaciół Matsa. - Zaraz będą. - posłał mi przyjazne spojrzenie, wkładając swojego czarnego Iphone'a do tylnej kieszeni swoich klasycznych jeansów. Przeciągnął się, zamykając mnie w uścisku jego silnych ramion. Przytuliłam się do jego klatki piersiowej, dając odejść całej mojej chwilowej złości na tego osobnika. Usłyszałam jak jego serce bije jednostajnie , pompując krew do żył. Biło od niego ciepło, więc nie chciałam się od niego odsuwać. 
             - Mats, Des, bo będę zazdrosna! - podbiegła do nas Fisher, patrząc surowym spojrzeniem, które jednak zostało przerwane przez wybuch śmiechu, zapewne na widok naszych min. Mats rozłożył ramiona i pozwolił kolejnej kobiecie kleić się do jego ciała. Uścisnął nas tak mocno, że wydałyśmy z siebie cichy jęk, na co on zareagował śmiechem. Ucałował nas obie w czoło i pogłaskał nasze ramiona, na których spoczywały jego ciepłe dłonie. 
             - Kocham was. - szepnął, uzyskując w odpowiedzi głośne "Ohh!" z naszych ust.   


***

Troszkę zwlekałam z dodaniem pilotażowego rozdziału, za co z góry przepraszam. 
Dużo się u mnie dzieje, więc na razie jestem w lekkim amoku. Chciałabym pisać i pisać, jednak zmęczenie i nauka bierze zawsze nade mną kontrolę. 
We wtorek mam urodziny, więc może dodam kolejny rozdział, jako prezent ode mnie dla was!  :) 
xx, L.