sobota, 25 kwietnia 2015

003; "Podglądałaś mnie dziś rano?"

           Obudziło mnie głośne krzątanie się po pokoju. Mimo, że byłam już przebudzona (ciężko było nie być przy takim hałasie), nie otworzyłam oczu. Przymrużyłam je i próbowałam wyobrazić sobie co się dzieje. Zapinanie zamka, uderzanie w meble i ciche podśpiewywanie czegoś pod nosem. Zaśmiałam się cicho, słysząc słowa jednej z piosenek Floridy w wykonaniu mojego współlokatora. Obróciłam się na prawy bok i otworzyłam oczy, tylko po to aby zaraz znów je zamknąć, by chronić swój wzrok przed intensywnymi promieniami słonecznymi. Kiedy w końcu przywykłam do światła dziennego ujrzałam wysokiego blondyna ubranego w czarne joggersy i biały t-shirt, a na to zarzuconą miał granatową bluzę. Ruszał delikatnie biodrami w rytm muzyki, którą sobie śpiewał, co wyglądało dość komicznie. Jego ruchy były dość sztywne i pokraczne, więc szybko stwierdziłam, że do najlepszych tancerzy to on nie należy. Nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem kiedy zobaczyłam jak swoje usta układa w popularny w tej dekadzie 'dzióbek' i wrzuca wyższy poziom swojego dancingu. Usłyszawszy mnie, odwrócił się szybko na pięcie i wybałuszył oczy tak mocno, że myślałam, że mu zaraz uciekną na spacer. Przez chwile nic nie mówił, a ja się po prostu śmiałam. W pewnym momencie podciągnęłam swoje zastygnięte ciało, usiadłam po turecku i wyciągnęłam ramiona szeroko, szeroko, czując to przyjemne uczucie porannego rozciągania. Och, wy też to kochacie, prawda?
           - Patrzysz na mnie jak na zjawisko. - uniosłam do góry jedną brew, powoli zaczynając czuć się niekomfortowo kiedy tak się na mnie gapił i gapił. Jakby zobaczył ducha czy coś. Wierzę, że pełno młodych lasek, typu hot 13 dałoby się pokroić, żeby być na moim miejscu ale dziewczyny zaufajcie mi, nic w tym fajnego!
           - Bo jesteś taka zjawiskowa. - w końcu coś z siebie wykrztusił. Zaśmiałam się, a on mi zawtórował. Och, coś czułam, że jego poczucie humoru różni się trochę od poczucia humoru jego przyjaciół i jest chociaż trochę zbliżone do mojego. Przeczesałam ręką swoje krótkie włosy, wyobrażając sobie jak teraz wyglądam.
           - Dobra, dobra, oszczędź sobie śpiewaku. - uśmiechnęłam się zadziornie do niego. Mam nadzieję, że się nie obrazi, bo ja mam w nawyku to, że czasem bywam troszkę chamska ale nie potrafię tego kontrolować. Nie miałam na celu go urazić, po prostu tak mi się wymsknęło. Ups! - Widzę w dobrym humorze jesteś. - uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego. Podszedł do pobliskiego łóżka i usiadł na nim tak, że siedzieliśmy na przeciwko siebie. Spojrzał mi w oczy tak głęboko, że aż poczułam się dziwnie. Znów przez głowę przeszła mi jakaś wizja jego osoby. Potrząsnęłam głową, chcąc uwolnić się od dziwnych myśli.
            - Z taką współlokatorką to musi być dobry humor! - zachichotał, a ja przewróciłam oczami. Człowieku, ledwo mnie znasz, nie komplementuj mnie! Nienawidziłam czegoś takiego. Według mnie było to swojego rodzaju podlizywanie się, a ja takich rzeczy po prostu nie trawię.
            - Oszczędź sobie, Romeo. - wstałam z łóżka, włożyłam swoje kapcie i powędrowałam do łazienki, spoglądając delikatnie na jego osobę. Odprowadził mnie wzrokiem i dobrze to wiedziałam. Czułam to. No cóż, byłam pewna siebie, znałam swoją wartość to i ludzie na mnie zawsze patrzyli w inny sposób. Uśmiechnęłam się do siebie, a moja wewnętrzna 'ja' znów podskakiwała z radości. Destiny znów górą, Mogłam przybić sobie sama piątkę.


***


            Byłam okropnie zmęczona. Zdecydowanie wybór moich czarnych półbutów był najgorszym wyborem jaki podjęłam. Nogi mi odpadały. Od 4 godzin chodziliśmy po Paryżu.  Naszym przewodnikiem oczywiście był Hummels, który prowadził nas po najróżniejszych uliczkach tego pięknego miasta. Kocham to miasto całym sercem ale na pewno nie nogami. Przechadzając się pod najpopularniejszym zabytkiem całej Francji-wieżą Eiffla, miliard ludzi podeptało mi stopy, z resztą ilość kilometrów jakie przebyliśmy również przyczyniła się do tego okropnego stanu w jakim byłam. Jakby tego było mało, raz zabłądziliśmy, a mnie wtedy prawie potrącił samochód. Na szczęście miałam w pobliżu swojego wybawcę-Pierre'a. Całą drogę gdzieś przy mnie skakał, opowiadając mi jak wygląda życie w tym kraju i jacy są ludzie, język. Nawet chciał uczyć mnie kilku zwrotów, co na szczęście nie doszło do skutku, bo Cathy, widząc moje ogromne anty zainteresowanie jego poczynaniami, zabrała mnie od niego prędko pod pretekstem damskiej rozmowy. 
            Pan 'jestem bogaty i niech wszyscy to wiedzą' mimo to, nie odpuścił tak łatwo i cały czas próbował do mnie zagadywać. Chodziliśmy właśnie po jednym z paryskich placów. Wokół tłumy ludzi, niewielki bazarek, na którym można było znaleźć praktycznie wszystko. Od nowych, markowych rzeczy do używanych staroci sprzed 20 lat. Ogromna różnorodność przekładała się również na powszechne zainteresowanie. Nawet ja się wciągnęłam w to. Z panną Fisher zaczęłyśmy przeglądać jakieś stoisko z niesamowitymi ciuchami w stylu lat 70-80 i tak się w to wciągnęłyśmy, że ciężko nas było odciągnąć. Męska część towarzystwa postanowiła w pewnym momencie nas opuścić, a my wcale nie narzekałyśmy. Zwinęłyśmy się do pobliskiej kawiarenki, która przyciągnęła nas swoim domowym wystrojem. Było dokładnie tak jak sobie wyobrażałam paryskie kawiarenki. Usiadłyśmy przy jednym ze stolików tuż przy dużym oknie, ciągnącym się od podłogi po sam sufit. Miałyśmy idealny widok na miejskie życie, gwar i tutejszych ludzi, pędzących gdzieś w nieznanym kierunku. Kiedy tu przyjechałam po raz pierwszy w swoim życiu myślałam, że życie tutaj jest inne niż tam w Niemczech. Myślałam, że ludzie tutaj odpoczywają, nie muszą tyle pracować i gonić za sukcesami, jakby to było najważniejszym priorytetem w życiu. Myliłam się. Kiedy dorastałam w końcu zauważyłam jak jest naprawdę. Nieważne gdzie się na świecie znajdujemy, może to być wielka metropolia niczym Nowy Jork, a może to być mała mieścina gdzieś na drugim końcu świata. Ludzie, którzy tam mieszkają po prostu są w ciągłym biegu, pracują na największych obrotach, pędzą, zapominając o podstawowych wartościach w naszym życiu. Kiedyś obiecałam sobie, ze nigdy nie będę taka. Że nie będę pracować po niezliczoną ilość godzin i zawsze uczucia będą na pierwszym miejscu. Ale kiedy wpadłam w ten wir pracy, pieniędzy i sukcesu wszystko się zmieniło. Stałam się tym kim zawsze obawiałam się być. A najgorsze jest to, że zatraciłam się w tym i nie potrafię tego zmienić, choć bardzo bym chciała. 
              Zamówiłyśmy sobie niskokaloryczne latte i kawałek  bardzo kalorycznego ciasta. Tak właśnie robimy, mówiąc sobie, że jesteśmy na diecie. Przecież musimy jakoś uzupełnić te kalorie, które byśmy dostarczyły naszemu organizmowi zamawiając normalną kawę, czyż nie? Zajadałam się truskawkowym ciastem bezowym zerkając co chwile to na swoją przyjaciółkę, to na okno, by zobaczyć co dzieję się na zewnątrz. Oglądanie tego wszystkiego było dość komiczne i momentami chciało mi się śmiać z tych wszystkich zabieganych ludzi ale powstrzymałam się, przypominając sobie, że ja wyglądam dokładnie tak samo, tam w Dortmundzie, a wczasowicze zapewne śmieją się wtedy ze mnie. 
           - Kochanie, mów jak tam pierwsza noc z Marco? - Cathy odezwała się, popijając swój napój. Przełknęłam kawałek ciasta i uśmiechnęłam się do niej słodko, tak jak miałam w zwyczaju. 
           - Ależ bardzo dobrze kotku, uprawialiśmy namiętny seks przez całą noc. Robiliśmy to pod prysznicem, na łóżku i fotelu, a potem jeszcze na dywanie. - wymieniałam, patrząc jak Niemka robi duże oczy i patrzy na mnie z niedowierzaniem, - No żartuję, Cathy!! - potrząsnęła głową i dalej na mnie patrzyła. Parsknęłam śmiechem, a ona po chwili mi zawtórowała. Jej mina była bezcenna uwierzcie mi! 
           - Des, nienawidzę Cię! - pisnęła. - Myślałam, że mówisz poważnie, to nie śmieszne! - udawała poważną, a przynajmniej próbowała. Nigdy jej to nie wychodziło, przecież to Cathy. -A tak naprawdę? Jest do zniesienia? 
           - Catherino, zdecydowanie jest on lepszy od pozostałych dwóch. Nie jest chyba, aż tak głupkowaty jak nasz francuski milioner z Gabonu. Dzięki Bogu, że Marco jest w miarę ogarnięty. Nie zniosłabym mieszkania z którymś z pozostałej dwójki. Chyba bym jajko zniosła albo gorzej. Zatłukła ich, udusiła. A najbardziej Matsa, bo przez niego ten cały cyrk. - smakowałam przepysznego ciasta, chcąc uspokoić swoje nerwy deserem. Trochę mi ciśnienie podskoczyło na myśl co by było gdyby... 
           - Oj Des, daj spokój Matsowi, nie chciał. - uśmiechnęła się, próbując złagodzić sytuację. Dobrze wiedziała jak było ale broniła go, w końcu go kochała ponad życie. To chyba normalne w miłości, prawda? - I tak swoją drogą, nie dziwię Ci się. Też bym nie chciała współdzielić pokoju z Aubą. Z Kevinem jeszcze okej, ale Auba? Boże, ten człowiek jest po prostu out of space* - zaśmiałam się, szczególnie na to ostatnie zdanie. Uwielbiałam jak Cathy zaciągała angielskim. Jednak coś nam zostało ze wspólnych studiów. Często to robiła, przez co czasem powaga sytuacji drastycznie spadała i każdy mógł się trochę rozluźnić. 
           - Błagam Cię - złapałam ją za dłoń - Przypilnuj, żeby ten francuski szogun się do mnie nie przystawiał. - zaśmiałyśmy się, sącząc ostatnie krople cudownej latte. 



***


         Wróciliśmy wszyscy do hotelu około 20:00. Byliśmy padnięci i głodni. Wparowaliśmy z Marco do swojego pokoju i od razu rzuciliśmy się na łóżko. Jego było bliżej, więc nie zwracając na to zbytnio uwagi walnęłam się na nie i rozwaliłam na całą długość i szerokość. Mało mnie to interesowało w tamtym momencie ale on leżał tuż obok, z ręką na moim kolanie i głową na wysokości moich dużych bioder. Byliśmy tak zmęczeni, że żadnemu z nas nawet nie chciało się odezwać. Zamknęłam oczy i głęboko westchnęłam, wyobrażając sobie, że jestem teraz sama, a najlepiej by było jakbym jeszcze leżała w wannie pełnej gorącej wody, relaksując się najlepiej jak tylko potrafię. Ale nie byłam. Leżeliśmy tak z dobre 5 minut, aż w końcu 'uroczy' blondynek przerwał panującą między nami ciszę. 
           - Leżysz na moim łóżku, wiesz? - oboje nawet się nie ruszyliśmy, miałam zamknięte oczy, więc nie wiedziałam czy patrzy pusto w sufit i w sumie nawet mnie to nie interesowało, bo naprawdę nie chciałam otwierać oczu. Och, to wydawało się wtedy takie męczące! 
           - Jesteś w pokoju, w którym pierwotnie miałam być sama, lepiej nie marudź. - odparłam zupełnie niewzruszenie i głęboko westchnęłam. - Och, nie chce mi się stąd ruszać. 
           - Mi też. Ale jestem głodny i słyszę, że Ty też. - zaśmiał się, inteligentnie wytykając mi to, że w brzuchu burczało mi chyba tak głośno, że ludzie w pokoju obok mogli to usłyszeć. W głębi duszy zrobiło mi się głupio ale przecież nie dam mu tego zobaczyć, w końcu jestem Destiny Braun! 
           - Masz rację, zjadłabym coś dużego jak... hmm... Coś tak dużego jak małe jest Twoje przyrodzenie. - zachichotałam. Otworzyłam oczy i ukradkiem spoglądałam na blondyna, który ślepo patrzył przed siebie. Usłyszałam jego cichy śmiech. 
           - Podglądałaś mnie dziś rano? - spytał. 
           - Marco, nie mów, że Ty... Latałeś nago kiedy ja spałam, o fuu!!! - krzyknęłam, zrzucając go z łóżka, a raczej, próbując to zrobić, bo ruszenie tego osobnika równało się z cudem. Podskoczyłam i zerwałam się z łóżka. Spojrzałam na niego i jedyne co mogłam dostrzec i usłyszeć to jego roześmiana twarz i wydawanie dziwnych dźwięków przez śmiech. - Chodźmy już lepiej na tę kolację. - przeszły mnie dreszcze na wizję tego jak dzisiejszy poranek wyglądał. - No rusz się! 
           - No rusz się! - droczył się ze mną - Och Des już idę... - chciał mnie naśladować i niestety muszę przyznać, że dość dobrze mu to wyszło ale nie pokazałam mu, że mnie to bawi. Jedyne na co się wysiliłam to teatralne przewrócenie oczami. 
           Niemiec podszedł do mnie, uśmiechnął się, wyminął, otworzył drzwi i gestem ręki zaprosił mnie do wyjścia. 
           Zaśmiałam się w głębi duszy i powędrowałam u jego boku na kolację. 

*powiedzenie Cathy; nie z tej planety, z innej przestrzeni 


***

Kochane, wybaczcie za tygodniowe opóźnienie ale cały poprzedni tydzień uczyłam się do swoich egzaminów. 
Swoją drogą: napisałam je dobrze i jestem zadowolona, stąd też dość radosny klimat w tym rozdziale :) 
Szykuję dla was coś nowego ale o tym kiedy indziej hihi 
Zaczęłam już u was nadrabiać, potrzebuję jedynie czasu. 
Jeżeli chcecie dowiadywać się o rozdziałach czy mieć ze mną jakiś kontakt możecie zaprosić mnie na snapie -> lencik09 
xx, L. 

sobota, 11 kwietnia 2015

002; "To sypialnia z małżeńskim łóżkiem."

          Staliśmy na dworze już jakieś 15 minut, aż w końcu szanowni towarzysze zaszczycili nas swoją obecnością. Dwóch z nich, którzy przyjechali jako pierwsi wydawali się być dość sympatyczni ale miałam wrażenie, że są trochę zbyt zwariowani dla mnie. Jeden z nich szczególnie zapadł mi w pamięci z powodu swojego ekstrawaganckiego stylu ubierania się. Wszystko co miał na sobie świadczyło raczej o tym, że pieniędzy mu nie brakuje, a on sam lubi je wydawać. I te włosy, jakieś esy floresy po bokach i sterczące czupiradło na środku. Przypominało mi to trochę zarośnięty pas startowy na starym, wojskowym lotnisku na polskich Mazurach. Zatrzęsłam się aż kiedy przypomniałam sobie ten obraz w głowie. Mam nadzieję, że ten elokwentny osobnik przynajmniej nadrabia te wszystkie niedoskonałości charakterem. Jego kompan zaś został w mojej głowie przede wszystkim z tego, że był niezmiernie sympatyczny (naprawdę, aż nie wierzę, że ktoś może być aż taki) i ciągle ze wszystkiego żartował. Co prawda, nie rozumiałam wielu jego żartów, z początku myśląc, że to żarty nie na moim poziomie ale musiałam uspokoić swoje wyrośnięte ego i po wyjaśnieniu i zapoznaniu mnie z jego historią, nawet mnie to rozbawiło. Zaliczam tych panów do sekcji 'Z przyszłością, poczekamy co z nich wyrośnie'.
            - Des! - usłyszałam głos swojej ukochanej brunetki i kiedy tylko podniosłam wzrok dostrzegłam jak biegnie w moją stronę małymi kroczkami, jak to miała w zwyczaju. Włosy powpadały jej na twarz i w duchu modliłam się tylko, aby się nie wywróciła, bo takie rzeczy jej się zdarzały, uwierzcie mi. - Posłuchaj, mamy problem! - odetchnęłam z ulgą kiedy Cathy zasiadła obok mnie na tej, jakże eleganckiej kanapie, wykonanej z jakiegoś złoto-żółtego materiału, stojącej w epicentrum obszernego hallu hotelu. - Des, mam nadzieję, ze nie będziesz zła. Były jakieś pomyłki, Matty chyba źle zabukował przez przypadek pokoje i mamy 3 podwójne. - przerwała, chcąc złapać tchu i dojść w końcu do punktu kulminacyjnego tej wypowiedzi. Dobrze już wiedziałam co mnie czeka. Paryż, wakacje, ja i jeden z przyjaciół Hummelsa za jednymi drzwiami! Idealnie! Błagam, niech to tylko nie będzie Pan 'Jestem bogaty i niech wszyscy to wiedzą'. - Kotku, będziesz zła jak powiem Ci, że musisz spędzić ten wyjazd w towarzystwie Reusa? - spytała cicho, jakby bała się mojej odpowiedzi. Och! Nie oszukujmy się! Oczywiście, że się bała, bywałam wulkanem emocji i często wyrażałam jednoznacznie dezaprobatę w dość chamski sposób kiedy coś naprawdę mnie zdenerwowało. Na szczęście tym razem obyło się bez tego. Fakt faktem, miałam nadzieję, że dostanę pojedynczy pokój ale liczę, że mój współlokator oszczędzi mi jakiś zbędnych atrakcji podczas naszego wspólnego mieszkania ze sobą.
            - Zaraz, zaraz. - przerwałam jej - Reusa? To jednak on dojedzie? - nie mogłam się powstrzymać od tego ironicznego pytania. Dobrze znałam odpowiedź ale musiałam jakoś dać upust swoim emocjom. Ach, dobrze, że nikt nie jest idealny.
            - Dojedzie, dojedzie, nie martw się o to. - usłyszałam za sobą radosny głos Matsa, który kręcił wszystkimi kluczami do naszych pokojów na wskazującym palcu. Oczywiście robił to specjalnie, a jego mina wcale nie wyglądała na zmartwioną faktem, że nie potrafił zarezerwować poprawnie miejsca dla całego towarzystwa.
            - Jakoś nie wyglądasz na zmartwionego faktem, że wkręciłeś mnie w dzielenie sypialni z Twoim kolegą, który nawet jakoś nie raczy nas dalej swoją obecnością. - odwróciłam głowę i oczywiście posłałam mu szyderczy uśmieszek-dokładnie tak jak miałam to w zwyczaju kiedy ktoś mnie irytował. - Tak swoją drogą. Po powrocie do Dortmundu wykupuję Ci kurs języka angielskiego, żebyś w końcu potrafił się z innymi, cywilizowanymi ludźmi dogadać w tym międzynarodowym języku. - powtórzyłam czynność z uśmieszkiem raz jeszcze i zarzuciłam włosami. - Potraktuj to jako prezent na Boże Narodzenie.
            - Rozumiem, że zapraszasz nas na wigilijną kolację? - nie pozostawał mi dłużny. Lubił grać w te moje gierki nawet jak ze mną przegrywał. Oczywiście nigdy nie przyznawał się do klęski w tę grę słów ale wszyscy wiedzieli, że mam bardziej cięty język od niego i od wielu innych ludzi. - I nie, nie jestem ani trochę zmartwiony. Widziałem wyposażenie Marco, nie będziesz miała na co narzekać. - zaśmiał się, a ja przewróciłam teatralnie oczami, dając mu jasno do zrozumienia co sądzę o żartach tego typu, szczególnie kiedy rolę główną gram ja. Nachylił się nade mną tak, że jego usta znajdowały się tuż przy moim uchu. - Tak swoją drogą. To sypialnia z małżeńskim łóżkiem. - szepnął melodycznie i zaczął głośno chichotać, co od razu wywołało  u mnie chęć rzucenia się na niego z jakąś dobrą artylerią, którą w tamtym momencie zastąpiła mi poduszka. Rzuciłam w cieszącego się Hummelsa, który dostał pociskiem idealnie w twarz. Dokazywał co i po czasie udzieliło się mi. Cóż, jego żarty jednak potrafią czasem bawić.
            - Tak na was patrze i zastanawiam się czy aby na pewno to ja jestem najgłupsza w tym naszym trójkąciku.. - Cathy spojrzała na nas jak na idiotów i pokręciła zabawnie swoją prostokątną głową.


***


            Weszłam do pokoju 119 umęczona całkowicie podróżą, przez którą przeszłam. Zmarznięta, padnięta i wykończona walnęłam się na jedno z łóżek i głośno westchnęłam. Przez dobre 5 minut po prostu patrzyłam się w sufit i myślałam właściwie o niczym. Wróciłam do żywych. Potrząsnęłam głową i gwałtownie się poderwałam. Rozejrzałam się po całym pomieszczeniu i stwierdziłam, że nie jest najgorzej. Na szczęście żarcik Matsa nie zbiegał się z prawdą i w pokoju stały dwa duże i nawet wygodne łóżka. Korzystając z dalszej nieobecności mojego roommate wybrałam to z lepszym położeniem względem reszty. Przy ścianie, tak jak lubiłam. Telewizor było troszkę bardziej na skos co było jedynym minusem położenia mojego tapczanu. Postawiłam walizkę tuż obok dużej szafy wbudowanej w ścianę i uznałam, że nie będę się dziś rozpakowywać. Jedyne o czym teraz marzyłam to ciepły prysznic. Podeszłam do walizki i po prostu wyjęłam z niej swoje bardzo seksowne pidżamy (czyt. czarne szorty i i biały, luźny t-shirt z napisem 'PRADA' od mojego brata. Nie sugerujcie się tylko, że ten napis oznacza projektanta tej koszulki. Oh, Jeremy nigdy nie wydałby pieniędzy na coś takiego szczególnie na coś takiego dla mnie!) i kosmetyczkę. Chwyciłam ją pod pachę a ubrania zarzuciłam na prawe ramię i tak właśnie powędrowałam do przestronnej łazienki. Cóż, jej stan był bardzo ekskluzywny, temu nie da się zaprzeczyć. Położyłam rzeczy na blacie i szybko odkręciłam wodę w kabinie prysznicowej. Szybko zrzuciłam z siebie wszystkie ubrania i weszłam pod prysznic, delektując się chwilą, kiedy krople wody delikatnie obijały moją skórę. 
            Ubrana w pidżamy i z włosami 'uczesanymi' w bardzo rozwalonego koka przekroczyłam próg naszej sypialni. Właściwie w tamtej chwili zupełnie nie pamiętałam o tym, że miałam dzielić ją z kimś jeszcze. Ten prysznic chyba tak na mnie działa, toteż usiadłam na łóżku zupełnie nie zwracając uwagi na to, że przy oknie stoi chłopak, który bacznie mi się przygląda. Kiedy go dostrzegłam krzyknęłam ciche: "O Boże!" i złapałam się za serce. Wystraszyłam się, choć dobrze wiedziałam, że powinnam go oczekiwać. Och, panno Braun, Pani to zawsze!
            - Jestem, aż taki straszny? - zaśmiał się widząc moją przerażoną minę. Kiedy się odezwał dobrze wiedziałam, że znam skądś ten głos, choć tak naprawdę nie miałam zielnego pojęcia skąd. Zmarszczyłam brwi i przyjrzałam się blondynowi. Był wysoki, jakoś o głowę wyższy ode mnie. Z daleko wyglądał na dość przystojnego. Kilkudniowy zarost, rozczochrane włosy, ubrany nienagannie-od razu przypomniał mi postać Christiana Greya z jednej z najlepszych książek jakie czytałam. Zaśmiałam się w duchu.
            - Nie, nie. Po prostu... Zamyśliłam się i zapomniałam o wszystkim. Mats trochę nas wkręcił w... to wszystko. - pomachałam palcem w powietrzu i spuściłam głowę. Lekko się zaśmiałam. Chłopak odkleił się od parapetu, o który się opierał i podszedł bliżej. Usiadł na swoim łóżku, naprzeciwko mnie. Dzieliło nas jakieś 2 metry. Mogłam mu się teraz dobrze przyjrzeć. Poczułam jakbym przeżywała jakieś dziwne deja vu. Znałam go skądś i dobrze wiedziałam, że to nie z gazet czy telewizji. Znałam jego głos i to spojrzenie. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że młody Niemiec patrzy na mnie jak małpa na banana. - Wszystko w porządku? - spytałam zmieszana. Chłopak potrząsnął głową i zapewne skarcił się za to co zrobił w myślach.
           - Przepraszam, chyba jestem bardzo zmęczony. - dłonią przeczesał włosy i spuścił swój wzrok na podłogę. Przygryzłam delikatnie wargę i przyglądałam się jego poczynaniom.
           - Chyba za długo prowadziłeś to auto - uśmiechnęłam się, może troszkę chamsko, choć wcale tak nie miało to wyjść - Czasem warto skorzystać z pomocy przyjaciół, a nie robić wszystko na własną rękę. - spojrzał na mnie i cicho się zaśmiał. Nie byłam mu dłużna.
           - Może i. - przyznał mi rację, choć czułam, że w głębi duszy wcale nie rozumiał tego, że miałam rację, a on niepotrzebnie unosił się honorem, odmawiając kolegom. - Wybacz moja współlokatorko o nieznanym mi jeszcze imieniu - uśmiechnęłam się - pozwolisz, że pójdę wziąć prysznic, jestem padnięty.
           - Rozumiem, panie Ktosiu. Sama również jestem zmęczona, więc jedyne o czym teraz marzę to długi, głęboki sen. - patrzyłam na niego intensywnie, dokładnie tak samo jak on patrzył na mnie. Było w nim coś... innego? Intrygującego.
           - Byłoby mi bardzo miło gdybym poznał jeszcze Twoje imię zanim zaśniesz. - wstał z miejsca i podszedł do mnie. Również poderwałam się z łóżka, stając na przeciwko niego. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i ze swoim charakterystycznym uśmieszkiem patrzyłam na młodego Niemca.
           - Destiny.
           - Marco.


***


Kochane! Zostawiajcie linki do siebie w zakładce spam! 
Powoli już u was nadrabiam, zaczęłam w czwartek i potrzebuję trochę czasu, bo za dwa tygodnie mam egzaminy i cały mój świat teraz to testy i noga. 
Mi osobiście ten rozdział nawet się podoba. Zaczynam lubić tę relację Mats-Des hihi :)
Kolejny rozdział planuję na następną sobotę. 
xx, L.